Dzisiaj chciałbym trochę opowiedzieć o ostrożności w zamówieniach publicznych. I o tym, że niestety w przetargach nic nie jest czarno – białe.
Weźmy taki przykład: zapomniałem przedłużyć termin związania ofertą* (a moja oferta jest najkorzystniejsza). Czy zamawiający może mimo wszystko wybrać moją ofertę, czy też jest już – jak to się dosadnie mówi – pozamiatane? Siadam do systemu informacji prawnej. Szukam.
I co? Pięć wyroków KIO w jedną stronę, cztery wyroki KIO w drugą stronę, do tego wyroki sądu okręgowego (każdy inny), orzecznictwo TS UE (na szczęście na moją korzyść) i komentarze, które sygnalizują problem, ale nie udzielają odpowiedzi. I co mam począć?
Najgorsze, że na taki dysonans można się natknąć właściwie na każdym kroku. Ze świecą szukać przepisów które byłyby jasne. A czasem można zostać łatwo wprowadzonym w błąd. Bo można na przykład przeczytać interpretację Urzędu Zamówień Publicznych, w której UZP opowiada się wyraźnie za jakimś rozwiązaniem problemu. Skoro UZP tak twierdzi, to tak zapewne jest – pomyśli każdy roztropny wykonawca. I trzyma się tego rozwiązania konsekwentnie aż do czasu gdy KIO wytłumaczy mu na rozprawie w dobitnych słowach, że rozwiązanie to uważa za co najmniej nieprawidłowe.
Co powinien więc robić wykonawca? Cóż, chyba nie ma innego wyjścia, jak w każdej sprawie, w której zachodzi rozbieżność w poglądach, przyjmować prewencyjnie ewentualność dla siebie najbardziej dotkliwą.
Nie wiem czy można wybrać moją ofertę pomimo upływu terminu związania ofertą? Po prostu pilnuję terminów i zawsze przedłużam. Nie wiem czy ten dokument można uzupełnić? Przyjmuje dla bezpieczeństwa że nie można i dokładam wszelkich starań, żeby dołączyć go już do pierwotnej oferty. Cały szkopuł tkwi w diagnozie, gdzie leży problem i odpowiedzi na pytanie jakie rozwiązanie tego problemu będzie dla mnie najbezpieczniejsze (na pewno nie spowoduje, że zostanę wyeliminowany z przetargu). Oczywiście, zdarzają się sytuację podbramkowe, w których nie ma wyboru – to inna sprawa.
[Poczytaj też -> Sprawdzenie oferty]
Takie bezpieczne podejście może czasami prowadzić do sytuacji co najmniej nielogicznych. No bo na przykład w każdym przetargu pilnujesz żeby przedłużać termin związania ofertą. Zauważyłeś, że Twój konkurent tego nie zrobił. Śmiało składasz odwołanie. Pech chciał, że trafiłeś na skład, który ma do terminu związania ofert bardziej liberalne podejście. KIO w tym przypadku uznaje, że zamawiający mógł wybrać ofertę Twojego konkurenta, mimo że ten nie przedłużył terminu związania. Tracisz szanse na zamówienie, a do tego zostajesz obciążony dość wysokimi kosztami odwołania. Frustrujące, prawda? Ale co by się stało gdybyś to Ty nie przedłużał terminów związania ofertą? Może to Twoja oferta padłaby atakiem odwołania? I trafiłbyś na skład, który przyznałby konkurentowi rację…
Na pocieszenie wykonawcom muszę napisać, że i tak mają lepiej niż zamawiający. Wykonawca może zawsze trzymać się zasady „dla bezpieczeństwa”. Z kolei zamawiający często musi wybierać pomiędzy dwiema wzajemnie się wykluczającymi możliwościami i liczyć się z tym, że jego decyzja zostanie zrecenzowana przez KIO lub kontrolującego.
Na koniec gorzka refleksja. Z pisaniem o zamówieniach jest ten problem, że przygotowując tekst nigdy nie wiesz, czy to co piszesz nie będzie za chwilę już nieaktualne. Przepisy zmieniają się szybko. Orzecznictwo i poglądy nauki jeszcze szybciej (czasami z dnia na dzień).
Niestety mam przeczucie, że niniejszy artykuł na temat rozbieżności pozostanie aktualny jeszcze przez długi czas…
*dotyczy to sytuacji, w której najpierw zamawiający wezwał do przedłużenia terminu związania ofertą, a następnie termin ponownie upłynął
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }